Pośród morskich miast bez liku Łeba księstwem jest : Bałtyku…

A w tej Łebie, w hotelu Neptun położonym nad samym morzem, gdzie fale załamują się tuż u stóp schodów wiodących do komnat, książę Henryk I Łebski wydawał wielki bal nad bale. Przybyło gości wielu z różnych stron, bo i z Gdańska i ze Szczecina i ze Słupska. Widziano nawet Stefana Chwina z żoną Krystyną i tajemniczą Esther z Hanemannem.
Zjawił się cały nadmorski beau monde. Nie było tylko księżnej Dunin-Kukurowskiej, przyjaciółki Henryka i jego żony Grażyny. Książę wyjaśnił mi w sekrecie powód jej nieobecności: jest brzydka, więc Me chce innym psuć zabawy Początki znajomości księżnej Dunin-Kukurowskiej z księciem Henrykiem nie były miłe, bo księżna zarzuciła mu publicznie, iż jest nuworyszem, Kaszubą z Lęborka, w którego żyłach nie ma kropli błękitnej krwi. Był zdruzgotany Poprosił o pomoc śliczne księżniczki Monako. Zgodziły się. Dokonano transfuzji krwi (nie pamięta, czy użyczyła jej Karolina czy Stefania, bo był nieprzytomny), po której poczuł się jak nowo narodzony.
Przedstawił odpowiednie zaświadczenie księżnej Dunin-Kukurowskiej, a wtedy ona spojrzała nań zupełnie inaczej swoim zezowatym okiem. Od tego czasu żyją w przyjaźni.

Gościem honorowym balu był komtur krzyżacki z Ryna, który opuścił na tę noc swój zamek na Mazurach i przybył pokłonić się księciu Henrykowi. Przywiózł mu w podarunku tarczę, aby miał się czym od wrogów osłaniać i dobre słowo. Przypomniał, że sława księstwa Łeby niesie się hen, daleko po świecie.
Słyszano o Łebie nawet w Zakopanem. Nie tylko zresztą słyszano, ale i widziano jak tej zimy książę Henryk z księżną i całym dworem, w ramach promocji księstwa, za pozwoleniem prezydenta miasta, słynnego Bachledy-Curusia, co to Ojca Świętego tak pięknie witał, zjeżdżali na nartach Krupówkami rozwijając sztandary. Umówili się też, że latem górale przyjadą do nich z rewizytą i przepędzą środkiem księstwa cały kierdel owiec.

Ale wracajmy do krzyżaka. Komtur z Ryna miał na balu w Łebie piękną damę przy boku, ale obeszło się bez skandalu, bo okazało się, że to po prostu jego biznesowa partnerka z agencji Turystyki i Promocji Komtur. Oj, muszą się dawni rycerze w grobach przewracać ze zgrozy że się dopuszcza babę do interesów i pieniędzy! Kilku panów komtur z Ryna pasował podczas balu na rycerzy Między innymi bratem hospicjentem został zastępca redaktora naczelnego Dziennika Bałtyckiego Janusza Wikowskiego.
Stoły suto zastawione. Goście jedli ro-ladę z sandacza zawijaną w liście szpinaku, udka kurczęcia nadziewane bakaliami, cielęcinę faszerowaną kurkami, pierś z indyka w zielonych szpara i wiele innych specjałów.

Przyglądając się jak bawią się poddani, książę opowiadał mi o interesach. Prowadzi w Łebie wielki camping i dwie dyskoteki, a teraz zamierza budować gród.
– Co?
– Gród. Coś w rodzaju Biskupina. Domy strzechą kryte, utoczone palisadą. W chałupach turyści śpią na sianie, a w środku grodu gospoda z wielkimi stołami, przy której biesiadują. Żadnych sztućców, mięso szarpią rękami, a ogryzione kości rzucają za siebie, piją miód, który giermkowie leją z beczek… Orzechy rozgniatają metodą Sienkiewiczowskiej Jagienki, jeżdżą konno, rzucają podkowami, przypatrują się turniejom rycerskim i strzelają z luku. Komtur ze swoją partnerką takie właśnie weekendy organizują na zamku w Rynie i opędzić się nie mogą od gości. Dziś na przykład balują sobie w Łebie, a tymczasem na zamku w Rynie pracownicy American Express poprzebierani w stroje z epoki jedzą, piją, lulki palą…
– Cała Polska się u nas bawi – mówi komtur. – Przedtem byli uczestnicy kongresu onkologów, pracownicy LOT, a nawet 33 pancerny batalion Bundeswehry, który ćwiczył w Polsce w ramach NATO. Było świata cudów siedem Nad Bałtykiem został jeden. Pośród morskich miast bez liku, Łeba księstwem jest Bałtyku
– śpiewają goście hymn księstwa. Książę kłania się i pije zdrowie poddanych, rycerzy trubadurów i rybaków Książę Henryk Łebski (Ruszewski) z wykształcenia jest inżynierem ze specjalnością: elektrownie wodne szczytowo-pompowe. Pod-czas studiów w Politechnice Gdańskiej bardziej niż elektrowniami interesował się jednak kabaretem. I to mu zostało do dziś.
Na któreś wakacje pojechał na praktykę do Szwecji, zarobił trochę pieniędzy i zainwestował je w dyskotekę w Łebie. To były początki.
Gdy zaczęto mówić o reformie administracyjnej kraju, mieszkańcy Łeby podzielili się na tych, którzy chcieli przyłączyć się do Gdańska i tych, którzy woleli Słupsk.

Wtedy pomyślał; a czemu nie księstwo? Ogłosił się księciem i zorganizował Forum Turystyczno-Gospodarze skupiające łebskich biznesmenów Zapowiedział utworzenie strefy wolnocłowej i likwidację jednostki wojskowej. Wtedy zaczęły do niego przychodzić żony wojskowych z płaczem i pytać z czego będą żyć. A z kraju jeden za drugim jechały autokary z turystami spragnionymi tańszej okowity…
W 1999 roku otrzymał nagrodę UKFiT za promocję miasta. Nagroda nazywa się „Przebiśnieg”. Otrzymał ją też komtur Franciszek Rodak i jego partnerka Mariola Nowicka. Nagrodę wręczał sławny dziś Jacek Dębski. Ten od kwitów.
Dziś już nie ma przeciwników księstwa. Nawet zarząd miasta pogodził się z losem.
Turystyka wszystkim nam chleb dać może, byle byśmy umieli dobrze się wypromować – mówi książę Henryk I Łebski, próbując śledzia w sosie szczypiorkowym A la księstwo.
Barbara Szczepuła, zdjęcia Tomasz Siebert Dziennik Bałtycki Magazyn Rejs 10 marca 2000 rok